piątek, 25 marca 2016

Abp Marcel Lefebvre - in memoriam

25 lat temu odszedł do wieczności arcybiskup Marcel Lefebvre CSSp. Postać przez jednych wyklinana i będąca symbolem rzekomej schizmy, dla innych jest uosobieniem walki o tradycyjny katolicyzm wbrew wszelkim przeciwnościom. Rocznica ta, zwłaszcza w obliczu obecnej sytuacji Kościoła, skłania do refleksji.

Nie było chyba po Soborze Watykańskim II bardziej znienawidzonej przez kościelnych liberałów postaci niż abp Lefebvre. Skąd taka zaciekłość i płynące zewsząd oskarżenia o "schizmę"? Kim był tak naprawdę ten francuski duchowny?

Urodzony w 1905 roku w rodzinie francuskiego przemysłowca, gorliwego katolika, w latach 20. wstępuje do Seminarium Francuskiego w Rzymie, a potem - po wstąpieniu do Zgromadzenia Ojców Ducha Świętego wyjeżdża do Afryki na misje.

W Afryce spędza - z krótkimi przerwami - trzydzieści lat. Zaczyna jako misjonarz w Gabonie, by w latach 50. z nominacji Piusa XII być delegatem apostolskim na całą Afrykę francuskojęzyczną i pierwszym arcybiskupem Dakaru. Wszyscy, a zwłaszcza tamtejsi księża i wierni po dziś wspominają jego postać, jako skutecznego ewangelizatora tych ziem.

Odwołany, w 1962 roku najpierw obejmuje francuską diecezję Tulle, a potem zostaje przełożonym generalnym Ojców Ducha Świętego. Wcześniej, od 1960 r. bierze udział w pracach przygotowawczych II Soboru Watykańskiego.

To ten sobór stał się momentem przełomowym. Abp Lefebvre był jednym z liderów konserwatywnej grupy ojców soborowych. Wbrew temu, co się powszechnie sądzi, największych bojów nie toczono o konstytucję o liturgii, ale o dekret o wolności religijnej, zarzucając jej, że deprecjonuje pozycję religii katolickiej i stawia ją na równi z innymi (co czyniło pracę misyjną bezsensowną).

W roku 1968 wobec postępujących zmian posoborowych ustępuje z funkcji przełożonego generalnego duchaczy. Tutaj zaczyna się jego powszechnie znana historia. 

Zaczęło się banalnie - grupa seminarzystów z francuskiego seminarium w Rzymie poszukiwała dla siebie tradycyjnie katolickiej formacji, co nie było proste w szale "odnowy" jaki zapanował tuż po Vaticanum II. Skierowali swe kroki do arcybiskupa Lefebvre, który na ich prośbę założył w roku 1970 seminarium w szwajcarskim Econe, a także parę miesięcy później - Bractwo św. Piusa X. Bractwo i seminarium byli zgodnie z prawem kanonicznym zatwierdzeni przez miejscowego ordynariusza, biskupa Charriere.

Po czterech latach - na skutek nacisków episkopatu francuskiego - doszło do wizytacji kanonicznej w Econe. Wizytatorzy - jak twierdzą świadkowie - kwestionowali niektóre dogmaty. Efektem tego była deklaracja abp. Lefebvre: Odrzucamy (...) i zawsze odrzucaliśmy pójście w ślady za Rzymem o tendencji neomodernistycznej i neoprotestanckiej. (...) Żaden autorytet, nawet najwyższy w hierarchii, nie może nas zmusić do wyrzeczenia się lub uszczuplenia naszej wiary, tak, jak od dziewiętnastu stuleci jest ona formułowana i głoszona przez Urząd Nauczycielski Kościoła. Spowodowało to cofnięcie zgody na funkcjonowania Bractwa, z naruszeniem niektórych przepisów prawa kanonicznego.

Arcybiskup Lefebvre w 1976 roku został suspendowany za udzielenie święceń kapłańskich. W ciągu następnych kilkunastu lat Bractwo rozwijało się na zachodzie Europy, a także w Stanach Zjednoczonych, co w obliczu generalnego kryzysu Kościoła i kryzysu powołań było dość dużym osiągnięciem.

W 1988 roku - po załamaniu się rozmów ze Stolicą Apostolską - wobec podeszłego wieku i dla przetrwania Bractwa wyświęcił on bez zgody papieża czterech biskupów. Decyzja ta była dla wszystkich "młotem", którym okładano "schizmatyckich lefebvrystów".

Gdy się temu przyjrzeć, wystarczy zauważyć, że o ile w 1988 roku w dokumentach Stolicy Apostolskiej wyraźnie mówi się o schizmie, tak już w 2003 roku to słowo znika ze słownika Watykanu, a nawet uważa się, że nikt nigdy czegoś takiego nie stwierdził! (choć obiektywnie uznanie święceń z 1988 roku za schizmę musiało być mocno naciągane). Tak samo zresztą, o ile w 1970 roku Paweł VI nakazywał zastąpienie Mszy trydenckiej przez Nową Mszę (czyli de facto zakazywał celebrowania tej Mszy), to w 2007 roku Benedykt XVI w swoim wiekopomnym motu proprio Summorum Pontificum stwierdzał, że takiego zakazu nigdy nie było! (Znowu - było to uznanie stanu faktycznego - w końcu św. Pius V w swojej bulli Quo primum jasno stwierdził, że Mszy Trydenckiej zakazać nie można).

Wobec tego ocena konsekracji biskupich, które umożliwiły przetrwanie Bractwa, którym zresztą często "straszono" nieprzyjaznych Tradycji hierarchów, musi być pozytywna. To dzięki temu mogły powstać i się rozwijać tradycyjne instytuty podległe watykańskiej komisji Ecclesia Dei

Zresztą, gdzie odnaleźlibyśmy Mszę Trydencką, jeżeli nie przechowałoby jej Bractwo św. Piusa X między 1970 a 1988 rokiem? Obawiam się, że dziś w Polsce nie znaleźlibyśmy jej nigdzie!

I dlatego doceniam niezmiernie postawę arcybiskupa Marcela Lefebvre, który przez ostatnie 3 lata życia musiał zmagać się z łatką ekskomunikowanego. Jego śmierć 25 marca 1991 roku oznaczała koniec pewnego okresu... ale nie koniec Tradycji Katolickiej. Jak już pisałem, jeśli dziś możemy uczestniczyć w liturgii Mszy świętej Wszechczasów, to tylko dzięki bezkompromisowej postawie arcybiskupa Lefebvre i Bractwa św. Piusa X. 

Dlatego dziś powtórzę słowa kardynała Silvio Oddiego z 1992 roku: Merci, Monsigneur!


Requiem aeternam dona ei, Domine
et lux perpetua luceat ei.
Requiescat in pace. Amen.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz