poniedziałek, 14 marca 2016

Jak ma się zachować narodowiec wobec rządu PiS?

Zamieszanie wokół Trybunału Konstytucyjnego i inne kontrowersyjne decyzje obecnego rządu, a także wiele szlachetnych i potrzebnych gestów i decyzji, takich jak patronat Andrzeja Dudy nad obchodami Dnia Żołnierzy Wyklętych czy inne patriotyczne działania wprowadziły niemały zamęt w umysły narodowców. Jaką postawę trzeba zająć wobec obecnego rządu?

Pytanie jest trudne, a i odpowiedź nie będzie prosta, łatwa i jednoznaczna - bo polityka nigdy takowa nie była i nie będzie. I od razu muszę zasygnalizować jedną rzecz - mianowicie polityka nie jest grą uczuć (o czym zawsze przypominał Roman Dmowski), ale grą interesów, więc wszelkich gestów czy pustych wypowiedzi nie należy brać pod uwagę. Liczy się więc w tym rozrachunku tylko i wyłącznie interes Narodu, w tym sensie jak go rozumie Obóz Narodowy. I druga rzecz - nikt nie może powiedzieć, że jest "apolityczny" i będzie oceniał rząd tylko z punktu widzenia "słuszności" czy "niesłuszności". Każde działanie, mniejsze czy większe, społeczne czy patriotyczne jest w jakimś stopniu polityczne. Chyba, że takowa osoba kompletnie nie jest zaangażowana w życie polityczne - z tym, że w takim razie mojego tekstu zapewne nie przeczyta.
Problem nr 1 - ideologia

Pierwsza rafa, to coś, co tzw. "starzy narodowcy" uznają od razu za przeszkodę nie do przebycia i dyskusję w tym miejscu kończą. Chodzi mianowicie o to, iż PiS jest w prostej linii ideowym potomkiem myśli sanacyjnej, a także gloryfikuje Józefa Piłsudskiego.

Dla dużej części środowisk narodowych - zwłaszcza tych młodych - jest to już dawno przebrzmiały spór, który nie stanowi dla nich przeszkody, a "paleoendeckie podejście do polityki" jest czymś wyklinanym i podawanym (nie bez racji) jako jeden z głównych powodów słabości polskiego ruchu narodowego.

Prawda nie do końca leży pośrodku. Wszak z przejęcia ideowego dziedzictwa sanacji wynika kilka rzeczy, które przynajmniej powinny budzić duże zaniepokojenie narodowców - chociażby absurdalne podejście do polityki wschodniej, która każe zawsze i wszędzie walczyć z Rosją, z czego wynika bezwarunkowe popieranie zawsze i wszędzie interesów ukraińskich, litewskich, a także bezwarunkowy sojusz ze Stanami Zjednoczonymi. Z tego wynika też fundamentalnie inne rozumienie porządku rzeczy w życiu publicznym - obóz piłsudczykowski to wszak "obóz państwowy", który nigdy co prawda nie dotarł do statolatrii, ale niebezpiecznie się do niej zbliżał. Zresztą, potwierdzają to słowa niemal kanonizowanego przez PiS śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego "wystrzegamy się słowa nacjonalizm, nacjonalizm jest złem".


Obóz PiS - jak pokazują ostatnie wypadki np. sprawa patronatu Prezydenta RP nad obchodami Dnia Żołnierzy Wyklętych w Hajnówce - jest też obozem politycznie poprawnym, którego "patriotyzm" ma swoje granice. Wykonuje się wiele gestów, odznacza osoby dotychczas pomijane i bardzo dobrze. Ale chociażby w kwestii oceny powstania warszawskiego czy wielu innych wydarzeń z polskiej historii obozy postsanacyjny i narodowy się diametralnie różniły. Są to różnice o tyle dzisiaj subtelne, co fundamentalne. Środowisko narodowe zawsze walczyło o inny model patriotyzmu - patriotyzmu realistycznego i zwycięskiego niż romantyczny i gloryfikujący porażki patriotyzm sanacyjny, co odżyło teraz w postaci kolejnych obchodów rocznicy katastrofy smoleńskiej.

Konkludując - tutaj różnice są widoczne, co nie wyklucza współpracy środowisk narodowych i pisowskich na polu patriotycznym, co zresztą sam nie raz czynię.

Interes polski = interes pisowski? 

Problem Trybunału Konstytucyjnego wywołał (na ile autentyczny, czas pokaże) sprzeciw społeczny, czego owocem jest tzw. Komitet Obrony Demokracji. Manifestacje KOD-u spotkały się z żywiołowym sprzeciwem i kontrmanifestacjami ze strony środowisk narodowych (przodował tutaj Marian Kowalski). Czy słusznie?


Z jednej strony, gdy się widzi wspierany przez eurokratów zryw liberałów i postkomunistów to nic dziwnego, że gorących patriotów, jakimi bez wątpienia są polscy nacjonaliści krew zalewa i w porywie serca chcą zrobić KODowi jak najwięcej szkody (co czynił również - choć tylko raz - autor). Niejeden z nich zapewne chciałby wsiąść do czołgu i zrobić raz na zawsze porządek z tym całym towarzystwem. Tym bardziej, że nie wydaje się, aby PiS łamał rażąco standardy demokracji - co zresztą antydemokratycznej części środowiska narodowego, w tym i piszącemu te słowa by nie przeszkadzało. Ale...

Żeby zrozumieć, dlaczego narodowym obowiązkiem jest trzymanie w tej kwestii emocji na wodzy, trzeba przyjrzeć się genezie sporu o Trybunał Konstytucyjny. A chodziło mianowicie o to, że PiS nie miał możliwości wyboru swoich dwóch sędziów w skład TK, co z pogwałceniem prawa uczyniła Platforma Obywatelska. PiS po październikowej elekcji postanowił połaszczyć się też na trzy dodatkowe miejsca w TK. I tu nie chodzi o prawo czy konstytucję, po prostu o stołki i o to, żeby Trybunał nie blokował "dobrej zmiany".

Czy wypada nam, narodowcom, których historia myśli politycznej liczy sobie prawie 130 lat, odgrywać rolę pożytecznych idiotów dla obecnie rządzącej partii konserwatywno-populistycznej, jaką jest PiS? Nie, nie i jeszcze raz nie! Skoro PiS wyhodował sobie polityczno-medialną batalię, to niech sam ją rozstrzygnie. Przecież gdy przyjdzie co do czego ten rząd i tak ugnie się pod naciskiem Unii Europejskiej - tak jak to zrobił w kwestii przyjęcia pierwszej transzy imigrantów, choć teraz, gdy koniunktura się odwróciła, sprzeciwia się przyjęciu dalszych kontygentów - choć nie wiadomo na ile stanowczy będzie ten opór.

Patrzmy spokojnie z boku

Specjalnie w tym artykule nie poruszam np. zagadnień polityki społeczno-gospodarczej, bo wiadomo, że środowisko narodowe jest w tej kwestii tak podzielone, że działania rządu ocenia zupełnie różnie.

Żeby wyciągnąć z ostatnich wydarzeń wnioski trzeba też cofnąć się o 10 lat - do 2006, gdy z PiSem współrządziła partia o silnej frakcji narodowej, czyli Liga Polskich Rodzin. LPR po dwóch latach został przez PiS pozbawiony żywotnych soków i oparcia społecznego (nie bez winy lidera Ligi - Romana Giertycha, obecnie bywalca demonstracji KOD) i okres po wyborach w 2007 roku to dla LPR równia pochyła. 

To doświadczenie uczy, co może się stać ze środowiskiem narodowym w razie jakiejkolwiek szerszej współpracy z PiS, czy choćby popierania tego rządu. Finałem będzie kompletna marginalizacja i rozpłynięcie się narodowców w masie "obozu patriotycznego" i zanegowanie wszelkich istotnych przesłań myśli narodowej, rozbieżnych z poglądami Jarosława Kaczyńskiego.

Konkludując, w stosunku do rządu Beaty Szydło należy zachować dystans. Nie przeszkadzać w realizacji niektórych słusznych projektów, ale też nie popadać w zachwyt nad każdym najdrobniejszym gestem. Rząd Szydło nie powinien być oceniany w porównaniu do rządów poprzedników czyli PO i PSL, ale w stosunku do standardów obowiązujących w poważnych państwach europejskich. Wszystkie błędne decyzje, a zwłaszcza oczywiste głupoty w polityce zagranicznej winny być z całą stanowczością piętnowane.

Zapamiętajmy - naszym celem jako nacjonalistów nie jest jakikolwiek sprawiedliwy i patriotyczny rząd. Naszym celem jest realizacja programu Polski narodowej!

3 komentarze: